– Obecni 40-latkowie są młodymi bogami. Chcemy być młodzi, piękni, bogaci i inteligentni – mówi dr Marcin Ambroziak, założyciel kliniki medycyny estetycznej i gospodarz programu TVN Style „Życie bez wstydu”.– Badania udowadniają, że ładniejsi ludzie nie tylko łatwiej nawiązują relacje damsko-męskie, ale także mają większą szansę na znalezienie lepszej pracy. Mało tego. Okazuje się, że rodzice poświęcają więcej czasu ładniejszym dzieciom, niż tym brzydszym. Wniosek jest taki, że ładniejsi mają w życiu łatwiej – dodaje także o tym, dlaczego zdecydował się zainwestować w spółkę InventionMed i technologię Mazurek: Kto najczęściej korzysta z usług pańskiej kliniki? Osoby młode czy starsze, kobiety czy mężczyźni?Dr Marcin Ambroziak: 25 proc. pacjentów stanowią mężczyźni, resztę kobiety. Większość kobiet znajduje się w przedziale wiekowym od 35 do 55 nie tylko kobiety dbają o swój wygląd…Jeszcze 20 lat temu mężczyzna potrzebował co najwyżej szczoteczki do zębów. Teraz potrzeby ludzi zmieniły się znacząco. Każdy dba o siebie coraz bardziej. Kiedyś nikt nie zwracał na to uwagi. Po prostu zmieniły się czasy i oczekiwania. Wydaje mi się, że jako społeczeństwo zwracamy teraz bardzo uwagę na to jak młodości ma na to wpływ?Oczywiście. To również jeden z czynników. Przecież obecni 40-latkowie są młodymi bogami. Chcemy być młodzi, piękni, bogaci i inteligentni. I tego również coraz bardziej oczekujemy od innych. Dlatego moim zdaniem teraz medycyna estetyczna to najprężniej rozwijająca się gałąź częściej pacjenci zgłaszają się do pana kliniki bo chcą leczyć pewne schorzenia czy raczej poprawić urodę?Różnie. Trudno jest uogólnić tę kwestię. Są gabinety, które zajmują się wyłącznie poprawą piękna, a są takie, które zajmują się wyłącznie leczeniem. U nas jest pół na czym się różni leczenie od poprawy piękna?Podatkiem VAT. Procedury estetyczne są obciążane 23% podatkiem VAT, a leczenie jest zwolnione z się zatem definiuje to, że jeden zabieg jest leczeniem, a inny ma na celu poprawę urody?To jest kwestia interpretacji. Natomiast jeśli ktoś powiększa sobie usta, to ewidentnie jest to poprawianie urody. Jeśli jednak usuwa bliznę z twarzy, to jest to raczej zabieg może zmienić życie?Większość schorzeń, z którymi przychodzą do nas pacjenci są widoczne. Dlatego jeśli się je usunie lub wyleczy to oczywiste, że życie pacjenta ulegnie zmianie. Sprawdza się stare powiedzenie: jak Cię widzą, tak Cię wielu lat są prowadzone prace psychologiczne na dużych grupach pacjentów. Badania udowadniają, że ładniejsi ludzie nie tylko łatwiej nawiązują relacje damsko-męskie, ale także mają większą szansę na znalezienie lepszej pracy. Mało tego. Okazuje się, że rodzice poświęcają więcej czasu ładniejszym dzieciom niż tym brzydszym. Wniosek jest taki, że ładniejsi mają w życiu łatwiej. Dlatego wszyscy chcą być ładni. To jest okrutne, ale taka jest prawda. Nie umiem jednoznacznie określić z czego to czy teraz do kliniki zgłaszają się młodsi pacjenci niż jeszcze 10 lat temu?Jeśli mówimy cały czas o grupie osób rozsądnie myślących to faktycznie jest nowa grupa pacjentek, która korzysta z usług naszej kliniki, żeby zapobiegać. Mają świadomość dobrego wyglądu i chcą go trzeba odmówić zabiegu?Rzadko. Wbrew pozorom ludzie zachowują zdrowy jaki to jest trudny pacjent?10 years younger albo 100% perfect [10 lat młodszy albo w 100% perfekcyjny – red.]. To wszystko ma związek z niespełnionymi zaczęła się pana przygoda z medycyną estetyczną? Dlaczego akurat taka ścieżka kariery?Przez przypadek. Kiedy zaczynałem swoją karierę to nie było czegoś takiego jak medycyna estetyczna. Na rynku dopiero zaczęły pojawiać się pierwsze lasery, które usuwały zbędne owłosienie. Po prostu zdecydowałem się zainwestować w nową samym początku otworzyłem gabinet dermatologiczny, który dopiero później stał się gabinetem dermatologii estetycznej. W tamtym czasie powstały Stowarzyszenia zrzeszające lekarzy zajmujących się medycyną poprawiającą wygląd. Zaczęliśmy współpracę z dziennikarzami, a w międzyczasie świat się najważniejsze jest to jak się wygląda. Wszystko jedno, czy ktoś to lubi czy nie. Jak się otworzy jakąkolwiek kolorową gazetę, to znajdzie się zawsze coś na temat mojej branży. Niezależnie od tego, czy jest to gazeta dla mężczyzn, kobiet, sportsmenów czy chociażby medycyna estetyczna to bardzo opłacalny biznes. Kiedy wzrosło zainteresowanie branżą?To był zawsze opłacalny biznes tak jak każdy dobrze prowadzony biznes. Nie rozpatrywałbym tego w kontekście opłacalnej czy nieopłacalnej gałęzi medycyny. Z zasady każda medycyna jest kosztowna i to samo dotyczy mojej prostu medycyna estetyczna zrobiła się bardzo popularna. Wszystko sprowadza się do kwestii potrzeb. Sama branża podobno rośnie do 10% rok, do roku. To bardzo zachęcające. Przybywa też konkurencyjnych gabinetów i klinik, ale to chyba stymuluje rynek, z korzyścią dla są sposoby na to, żeby wyróżnić się na rynku?Moim zdaniem kluczowe są jakość usług i obsługa pacjentów, czyli customer zabiegi cieszą się teraz największym zainteresowaniem?Bardzo często słyszę to pytanie, ale za każdym razem nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. W naszej ofercie jest około 300 zabiegów, które wykonujemy. Na wiosnę akurat najpopularniejsze są zabiegi na ciało. Natomiast jeszcze 4 miesiące temu pacjentki najczęściej wybierały zabiegi na można jednoznacznie stwierdzić, że najpopularniejsza jest toksyna botulinowa, kwas hialuronowy czy laseroterapia. Niektóre gabinety specjalizują się w zakładaniu nici czy w odchudzaniu człowieka, a jeszcze inne oferują zabiegi chirurgii pan cały czas śledzić nowe je wyznaczamy [śmiech].Na jakie nowe usługi pan postawił?Komórki macierzyste. Oczywiście to nie są prawdziwe komórki macierzyste tylko komórki, które potocznie nazywa się macierzystymi. To są takie komórki, które pod wpływem czynników środowiskowych mogą zamienić się w inne komórki ciała np. w tłuszcz, kość, można pobrać komuś tłuszcz, odseparować komórki macierzyste i wstrzyknąć je w staw kolanowy. W ten sposób działa się nie tylko przeciwzapalnie, ale też regeneruje się komórki macierzyste pochodzące z krwi pępowinowej tak jak w przypadku PBKM również można w ten sposób wykorzystać?To są komórki obco osobnicze. Jeżeli pobieram komórki danego pacjenta, żeby je umiejscowić w tym samym ciele, ale w innym miejscu, to te komórki są całkowicie ze sobą zgodne. Nie ma wtedy ryzyka odrzucenia komórek. Natomiast w środowisku medycznym są pewne wątpliwości co do bezpieczeństwa stosowania komórek macierzystych od innego Pan niedawno 5% akcji spółki InventionMed, która pracuje nad rozwojem symulatora medycznego wykorzystującego technologię się na tę współpracę bo uważam, że w Polsce w dalszym ciągu brakuje młodych, entuzjastycznie nastawionych ludzi, którzy chcą rozwijać nowe technologie. Taka przedsiębiorczość jest godna pochwały. Chciałbym, żeby w Polsce było tyle startupów, co w Ambroziak podczas konferencji prasowej firmy InventionMedMamy młodych i dobrze wyedukowanych ludzi, którzy mają chęci do działania i pracy. Trzeba to docenić. W ten sposób mamy szansę stać się ośrodkiem nowych technologii, który będzie pozyskiwał niezbędny kapitał do dalszego pierwszy projekt, w który pan zainwestował? którym kierunku pójdzie InventionMed?Trzeba doprowadzić do perfekcji kilka procedur medycyny estetycznej. W związku z tym, że w Radzie Naukowej InventionMed jest prof. Rudnicka, to zapewne technologia zostanie wykorzystana także w dermatologii klasycznej, np. do egzaminowania technologia VR w przyszłości odegra znaczącą rolę w rozwoju medycyny estetycznej?Gdyby projekt był gotowy już teraz to pewnie byliby chętni do jego kupna. Ludzie muszą mieć miejsce do szkolenia się. Po pierwsze, łatwiej to zrobić na wirtualnym pacjencie. Po drugie, unika się ryzyka powikłań. Ponadto pacjenci mają coraz większe oczekiwania i coraz mniej z nich chce być tymi pierwszymi pacjentami nowego czy technologia VR mogłaby również zostać wykorzystana w innej gałęzi medycyny?Oczywiście. Tylko to wymaga ogromnej pracy i czasu. Nie jest łatwo odtworzyć wirtualną rzeczywistość jednego gabinetu, jednego pacjenta i lasera z sześcioma zmiennymi. A co dopiero jeśli miałoby to być np. wnętrze jamy brzusznej: naczynia, jelita, światło, kolor. Moim zdaniem kiedyś to będzie możliwe. Zaczynamy od rzeczy, które aktualnie są bardzo popularne i potrzebne do szkolenia. Mam tu na myśli symulatory medyczne wykorzystane w medycynie estetycznej. Natomiast docelowo będzie to mogło służyć rozwojowi symulatorów Pana zdaniem będzie rozwijał się rynek medycyny estetycznej w Polsce?Myślę, że jako cała branża przez najbliższe 10 lat mamy zapewniony ciągły rozwój. Oczywiście, nie każda nowo otwarta klinika medycyny estetycznej odniesie sukces. Natomiast cała branża w Europie przez najbliższe lata powinna dalej rosnąć ok. 10% Marcin Ambroziak – lekarz dermatolog. Wraz z żoną Joanną od 2000 roku współprowadzi Klinikę Ambroziak w Warszawie i od 2016 roku Szpital Ambroziak w Piasecznie. Specjalizuje się w dermatologii estetycznej, leczeniu chorób włosów (w szczególności łysienia), trądziku, łuszczycy, a także dermatochirurgii. Autor książki „Piękno bez tajemnic. Przewodnik po medycynie estetycznej”. Gospodarz programu TVN Style „Życie bez wstydu”.W 2018 r. został członkiem Rady Naukowej spółki InventionMed, która rozwija innowacyjny symulator medyczny wykorzystujących technologię wirtualnej rzeczywistości (ang. virtual reality – VR) w obszarze symulacji zabiegów z zakresu dermatologii klinicznej i estetycznej.
15000 PLN. Konsultacja w Poradni Rehabilitacyjnej (koszt indywidualnej 30 minutowej kinezyterapii, terapia powięziowa) 170 PLN (pierwsza wizyta) 150 PLN (kolejne wizyty) Szczegółowe informacje dotyczące innych zabiegów dostępne są na stronie www.eclcc.pl ( zobacz więcej) Iniekcje do stawu kolanowego z kwasu hialuronowego Durolane Ma swój szum, kolorystykę i dramaturgię. Uważam, że to najpiękniejsze miejsce do spędzania czasu. Nie porównuję Dębek i Wybrzeża Bałtyckiego do egzotycznych miejsc, takich jak Malediwy czy Karaiby. To coś zupełnie innego. Wiatr, zapach wody, snujące się myśli, rozmowy, śmiech, odpoczynek. Rodzina i przyjaciele... Kaszubska historia. Na wschód Karwia i Jastrzębia Góra, na zachód Białogóra, na południe Jezioro Żarnowieckie, nad wydmami pas lasu, przy głównym (19.) wejściu na plażę Rybaczówka z wieżą widokową. Pośrodku ulica Spacerowa. Kilka wędzarni ryb, kilka dobrych restauracji i barów, pensjonaty, domki kempingowe, pole namiotowe. Teren Nadmorskiego Parku Krajobrazowego. Oto całe Dębki. Prawie całe... Najpierw miejscowość była własnością klasztorną, między XVI a XVIII w. dzierżawiła ją rodzina Dembków. Po pierwszym rozbiorze przeszła w ręce pruskie. Przez Dębki kiedyś przebiegała polsko-niemiecka granica i był tu posterunek graniczny, w pobliżu są stare bunkry i pamiątkowy słup graniczny, ot taka ciekawostka. Dawna osada rybacka (pozostało kilka chat rybackich z XIX w.), a już w latach 20. minionego wieku — letnisko. Upodobali je sobie zwłaszcza Wielkopolanie. Teraz wydaje mi się, że jadą tam wszyscy Polacy. Spokój i szum morza. Pierwszy raz zabrał mnie do Dębek mój mąż, dla którego to było miejsce z młodości, kierunek wakacyjnych wypadów pod namiot. Zabrał mnie tam w maju. A ponieważ marzyło mi się takie ciche, spokojne miejsce nad morzem, oczywiście najlepiej na samej plaży, co w Polsce — z uwagi na budowę linii brzegowej — jest nie do zrealizowania, skończyło się na domku w pierwszej linii, 30 m. od brzegu. Ale i tak na plażę musimy przejść przez wydmę i kawałek lasu. Urok Dębek polegał też na ich dzikości, wszystkie ścieżki były piaszczyste. Wszystko było naturalne. Teraz, dzięki funduszom unijnym, wiele dróg wybrukowano, co nam się akurat nie podoba. To miejsce jest wyjątkowe — ma bujne lasy, uroczą plażę — jedną z najpiękniejszych w Polsce. Szeroką, piaszczystą, z dalekim horyzontem. Tu wpada do morza rzeka Piaśnica, która co roku zmienia swój bieg. Idąc w stronę Białogóry, trafia się na plażę nudystów, mającą wiernych użytkowników od wielu lat. Dębki mają wyjątkowy klimat — to nie jest Jastrzębia Góra czy Władysławowo. Jest luźna atmosfera, nie ma pompy, szpilek, nie trzeba się „ubierać”, nie trzeba się „pokazywać”. To wciąż mała mieścina z głównym deptakiem, która latem ożywa, a po sezonie się wycisza. Do Dębek przyjeżdża bardzo wielu cudzoziemców, właśnie poza sezonem, właśnie dla ich unikalnego nastroju. Mieszkańcy i wczasowicze. Dla mnie najpiękniej jest po sezonie. Wczasowicze wyjeżdżają, zapada cisza, ludzie znów zaczynają się sobie kłaniać w sklepie, wraca klimat małej miejscowości, która już zarobiła na przetrwanie do następnego lata. W Dębkach mieszka niepełne 200 osób. Kiedyś to była maleńka mieścina rybacka. Teraz w sezonie letnim, przede wszystkim w lipcu, są tam rodziny z dziećmi, dziadkowie z wnukami — przyjeżdża mnóstwo ludzi. Plaża jest cała zastawiona parawanami, odbywa się tam również wiele imprez sportowych. Wejście na plażę wprawdzie obrosło handlem, ale jeszcze bez jarmarku, wszystko pozostaje w klimacie, stoją wiklinowe kosze. Zaraz na początku stoi tzw. kontener. To corocznie rozkładana konstrukcja z drewna i kontenerów, tam się toczy plażowe życie towarzysko-barowe. Tak, to prawda, że w Dębkach mają domy ludzie sztuki, teatru, artyści. Również oni dodają klimatu tej mieścinie. Sezon zaczyna się z chwilą zakończenia szkoły, trwa do pierwszych dwóch tygodni sierpnia. Przez dwa ostatnie tygodnie tego miesiąca jest zazwyczaj piękna pogoda, ale już nie ma tłumów. Jest ciepło i pusto. Jedyne takie miejsce. Mamy dużo dzieci w rodzinie — w wieku od czterech do 25 lat — i one wszystkie uwielbiają Dębki. Naturalnie z różnych powodów. Nasz najmłodszy, czterolatek, pyta: „Jedziemy do Dębek? Juś!”. A dwudziestopięciolatek brał ślub na plaży w Dębkach, w końcu sierpnia, w magicznym świetle późnego lata. I jeździ tam praktycznie przez cały rok, jak tylko mają z żoną wolny weekend. Nasze dzieciaki spędzają tam całe wakacje. Uwielbiamy podróżować, zwiedzać, poznawać... Ale w sezonie wiosenno-letnim nie ruszamy się z kraju. Dębki są naszą bazą, letnim domem. To jest nasze miejsce na ziemi. Bez względu na pogodę. Nie musimy wychodzić na plażę. Szum morza słychać w domu. Tak samo jak szum wiatru wśród sosen. Czuć ten zapach, oddycha się morskim powietrzem we własnym ogrodzie... Ogrodzie, który jest w zasadzie lasem, z jagodami. Dębki mają też specyficzny klimat pogodowy — tam jest zawsze chłodniej, morze jest zimne... Chyba, że w Warszawie i gdzieś tam jeszcze leje — wtedy w Dębkach jest upał. Dlatego spacery po plaży w kurtkach to norma. Nam jednak to nie przeszkadza. Lokalnie i przyjaźnie. Robimy zakupy w miejscowym sklepiku. Mamy tam mnóstwo przyjaciół, sołtysa, więc spędzamy czas inaczej niż typowo wczasowo nad morzem. Nie leżymy na plaży. Chodzimy na spacery, oglądamy zachody słońca. Spotykamy miłych nam ludzi. Przez Dębki przebiegają turystyczny szlak pieszy (Szlak Nadmorski Bałtycki), trasa rowerowa z Karwii do Białogóry i pętla konna (w Białogórze jest stadnina koni). Ale my w zasadzie nie ruszamy się nigdzie. Z dwoma wyjątkami. Na rowerach do Białogóry — prześliczna trasa przez las ma około 10 km, więc jeździmy całą rodziną. Przy samym wjeździe do Białogóry jest siedlisko, gdzie gospodarze mają domowe jedzenie, przepyszne naleśniki... i minizoo. Dla dzieci to wielka atrakcja. Są koniki, kozy, kury... Drugi kierunek to spływ kajakowy Piaśnicą, który uwielbiamy. Płynie się kilka godzin, aż spod Jeziora Żarnowieckiego. Widoki, bociany, łabędzie, kaczeńce — cudnie. W sezonie odwiedzamy restaurację U Ewy w Sasinie. Właściwie teraz nazywa się Ewa Zaprasza. Pamiętam ją od 20 lat, jej początki sięgają lat osiemdziesiątych. Niestety, latem jest tam zawsze tłum. Przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Ale warto zajrzeć, bo jest tam znakomity nastrój, ciekawe wnętrza i dobre jedzenie. Chętnie odwiedzamy również restaurację Pan Kurczak w Dębkach. Także z przyjaźni. Dobre jedzenie, swojska atmosfera. Sklep całoroczny w Dębkach prowadzą nasi przyjaciele. Prowadzą również bar. Niezwykle ciekawi ludzie — zjeździli cały świat, hodują egzotyczne zwierzęta. Właścicielowi na co dzień towarzyszy papuga. Cudowni ludzie, do których przyjeżdżamy z radością. Zapraszamy znajomych, którzy lubią spędzać u nas czas, gotujemy w domu, cieszymy się tym naszym miejscem, bardzo je lubimy. Cenimy sobie czas spędzany tam wspólnie. Jeździmy do Dębek autostradą A2, później obwodnicą Gdańska, przez Wejherowo, Krokową. Około 40 km od obwodnicy, 6 i pół godziny jazdy. Ale trzeba pilnować terminów i nie jechać, kiedy jadą wszyscy, bo trafia się na wielokilometrowe korki i zaczyna się gehenna. Znamy rytmikę dojazdu w ten region i pilnujemy się, żeby nie jechać tego dnia lub o tej porze, kiedy jadą wszyscy. Jeśli ktoś chce dojechać komunikacją zorganizowaną, może to zrobić pociągiem do Gdańska lub Wejherowa i dalej autobusem. Dojazd jest przez cały rok. Joanna Ambroziak Z wykształcenia ekonomistka, karierę zawodową rozpoczęła w firmie Optopol, gdzie otworzyła i rozwinęła dział dermatologii. Prezes i współwłaścicielka kliniki medycyny estetycznej i szpitala, które prowadzi wspólnie z mężem Marcinem Ambroziakiem. Placówki działają pod marką Klinika Ambroziak. Pierwsza żona Seweryna była przekonana, że aktora łączy coś więcej z Anną Seniuk i odgrywana scenka nie była jedynie zamysłem reżysera. Bogusława miała duże pretensje do Andrzeja Seweryna, że godzi się na udział w erotycznych scenach. Ten jednak nie miał zamiaru z nich zrezygnować, dlatego finalnie para się rozstała. Doktor Marcin Ambroziak popularnośc zyskał dzięki programowi "Życie bez wstydu", w którym mierzy się ze skomplikowanymi wyzwaniami medycznymi - Ludzie zawsze chcieli idealnie wyglądać, a teraz można to zrobić szybciej i łatwiej - wyznaje lekarz Doktor Ambroziak w rozmowie z Plejadą przyznaje, że 25% jego pacjentów to mężczyźni. - Dawniej uznawano medycynę estetyczną za coś niemęskiego. A dzięki mediom, (...) to się zmieniło. Doszło niemalże do rewolucji - dodaje - Bardzo poważnie podchodzę do tego, co robię. Czasem poprawiamy w czyimś wyglądzie jakieś drobiazgi, a potem okazuje się, że kompletnie odmieniamy przez to jakość życia tej osoby - podkreśla Marcin Ambroziak Pana zdaniem dużo jest prawdy w stwierdzeniu "jak cię widzą, tak cię piszą"? Bardzo dużo. Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. Zresztą, to zostało udowodnione naukowo. Kilkanaście lat temu ktoś popełnił pracę, w której ankietowo porównana została jakość życia pacjentów z cukrzycą, epilepsją i trądzikiem. Okazało się, że najgorzej żyje się nie tym ludziom, którzy muszą mierzyć się z poważnymi chorobami, tylko tym, którzy mają pryszcze! Wszystko dlatego, że je widać na pierwszy rzut oka. Wychodzi na to, że osobom, którzy lepiej wyglądają, żyje się lepiej. Mało tego, dostają lepszą pracę i, mówiąc potocznie, łatwiej jest im wyrwać kogoś w klubie. Ale to nic nowego, bo przecież zawsze tak było. Dlaczego Masajowie malują sobie twarze i wieszają na sobie milion ozdób? Dlaczego kobiety w Afryce wsadzają sobie gliniane krążki w dolną wagę? Właśnie po to, żeby zwiększyć swoją atrakcyjność. Zresztą, to nie dotyczy tylko ludzi, tylko całej natury. Po co pawiowi ten cholerny ogon, dzięki któremu każdy drapieżnik widzi go z daleka? Wszystkim zależy na dobrym wyglądzie. Przeglądając Instagram czy kolorowe magazyny, mam wrażenie, że z roku na rok jest w nas coraz większe pragnienie posiadania idealnego wyglądu. Ludzie zawsze chcieli idealnie wyglądać, a teraz można to zrobić szybciej i łatwiej. Poza tym, mamy więcej możliwości, żeby naszym wyglądem się pochwalić. Kiedyś trzeba było zrobić wielką karierę, żeby zostać sfotografowanym i trafić do jakiegoś magazynu, a dziś każdy ma aparat w telefonie i w kilka minut może wrzucić swoje zdjęcie na Instagram. Co więcej, od razu widzimy, czy to się innym podoba, czy nie. Szczerze przyznam, ja nie przepadam za takim ekshibicjonizmem. Dlatego nie mam konta ani na Facebooku, ani na Instagramie. Oczywiście, rozumiem współczesne czasy i cel mediów społecznościowych, więc prowadzimy profile firmowe, ale nie pokazuję tam, jak wyglądam po przebudzeniu, czy co jem na śniadanie. Pan, mijając ludzi na ulicy, zwraca uwagę na ich wygląd, cerę, skórę? Każdy to robi, a ja dodatkowo mam profesjonalną wiedzę i widzę, czy ktoś wymaga leczenia lub poprawienia czegoś, czy nie. Oglądam codziennie około czterdzieścioro pacjentów i gdy wychodzę z kliniki, trudno mi się zdystansować do tego, co robię przez większą część życia. Dawniej koleżanki pytały mnie, czemu się tak na nie gapię. (śmiech) Sądziły, że od razu je oceniam. A ja wtedy tego nie robiłem. Po prostu patrzyłem. W tej chwili, po dwudziestu latach w zawodzie, muszę przyznać, że chyba jednak się gapię. (śmiech) Marcin Ambroziak Zdarza się panu wyrazić na głos swoją opinię? Absolutnie nie. Byłoby to dużym nietaktem z mojej strony. Pacjenci, którzy do pana przychodzą, raczej chcą, żeby powiedział im pan, co powinni poprawić czy sami dokładnie wiedzą, co chcieliby w sobie zmienić? Różnie z tym bywa. Niektórzy siadają przede mną i mówią, że chcieliby lepiej wyglądać, ale nie uściślają, co to dla nich znaczy. Zależy im na tym, żebym coś zaproponował i tym samym chcą zrzucić z siebie trochę odpowiedzialności. Wtedy przygotowuję plan leczenia i stopniowo wdrażam go w życie. Zdarzają się też pacjenci, którzy przychodzą i mówią wprost, że chcieliby wypełnić fałdy nosowo-wargowe preparatem danej marki, najlepiej o takiej i takiej gęstości, bo przeczytali gdzieś, że działa on najlepiej. Woli pan bardziej czy mniej zaznajomionych z tematem pacjentów? Z tymi bardziej świadomymi łatwiej się rozmawia. Jeśli mówię im, że jakość skóry poprawimy laserem frakcyjnym, to już nie muszę sobie zadawać trudu, żeby wyjaśniać, na czym to polega. Oczywiście, łatwo popaść w przesadę i być mądrzejszym od lekarza. Nie wykluczam, że niektóre osoby są tak oczytane, że mają większą wiedzę ode mnie. Natomiast do specjalisty raczej przychodzi się po to, żeby skorzystać z jego umiejętności i doświadczenia, bo zajmuje się tym profesjonalnie, a nie po to, by go pouczać. A jak jest z wiekiem osób, które przychodzą do pana gabinetu? Trzeba by zapytać o to naszego analityka. Trudno mi powiedzieć. Nie ma reguły. Oczywiście, najmniej mamy dzieci. Ale proszę pamiętać, że w naszej klinice zajmujemy się nie tylko medycyną estetyczną, ale też chirurgią plastyczną i naczyniową, dermatologią czy kosmetologią. Za kilka miesięcy otwierać będziemy klinikę dermatologiczną, w której w dobrych warunkach i nie za wielkie pieniądze będziemy leczyć zmiany alergiczne, łuszczycę czy inne choroby skóry. Także zakres naszego działania jest bardzo szeroki, w związku z tym przekrój wieku pacjentów również. Wybór gwiazd - zadbaj o zdrowie już teraz (treści promocyjne partnera) Zdarza się, że nastolatki chcą poprawiać urodę w pana klinice? Tak, ale rzadko. Wtedy zawsze zapala się u mnie czerwona lampka i zastanawiam się, czy u takiej dziewczyny wszystko dobrze jest z oceną własnego wyglądu, czy może zmaga się z dysmorfofobią. Co prawda ta choroba nie zdarza się tak często, jak się o niej mówi, ale pacjentów, którzy mają takie zaburzenia trzeba leczyć, a nie fundować im kolejne zabiegi, z których i tak nie będą zadowoleni. Choć niewiele osób o tym wie, to niemal regułą jest, że jeśli ktoś chce sobie poprawić chirurgicznie nos przed dwudziestym rokiem życia, to większość moich kolegów wymaga przed operacją konsultacji psychiatrycznej. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, ale to zmienia twarz w nieodwracalny sposób. A jak wiemy, nastolatki trochę inaczej patrzą na siebie i otaczający świat. Nie chcę uogólniać, ale często wydaje im się, że jeśli ich wygląd trochę odstaje od przyjętych norm, to trzeba go zmienić. Często zdarza się później, że nawet jeśli operacja przebiegnie pomyślnie, to te dziewczyny nie są zadowolone i wpadają w pełnoobjawową depresję. Także trzeba być ostrożnym. Jeśli dziecko komunikuje rodzicom, że do szczęścia potrzebne są mu większe usta, to należy się zastanowić, czy to jest racjonalna potrzeba. Oczywiście, inaczej sprawa wygląda w przypadku wyraźnych defektów. Foto: Materiały prasowe Marcin Ambroziak Co najczęściej chcą sobie poprawiać kobiety? Jeśli chodzi o dermatologię, to najczęściej zależy im na poprawie struktury i koloru skóry, wypełnieniu zmarszczek mimicznych, walce z wiotkością skóry i procesami grawitacyjnymi. To najczęściej małoinwazyjne zabiegi. Jeśli zaś chodzi o chirurgię, to prym wiodą rozmaite operacje wykonywane na biuście, liposukcje, liftingi oraz operacje nosów i uszu. W mediach sporo mówi się o waginoplastyce. Rzeczywiście stała się ona tak popularna? To już jest ginekologia estetyczna, którą zajmuje się oddzielny dział w naszej klinice. Rzeczywiście, robi się to coraz bardziej popularne. Jeśli pacjentka rodziła drogami natury dwa lub trzy razy, to rzadko się zdarza, żeby jej warunki anatomiczne pozostały takie same jak przed pierwszym porodem. Może, choć nie musi, powodować to dyskomfort seksualny. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy to odbudowali. Taka operacja nie jest bardzo agresywna i nie wiąże się z dużym ryzykiem, a już po kilku tygodniach znacznie podnosi komfort życia. Liczba pacjentek, które decydują się na plastykę pochwy, cały czas rośnie. Przestaje być to tematem tabu i kobiety wzajemnie sobie to polecają. Jak z panami? Oni często korzystają z usług pana kliniki? Dwadzieścia pięć procent naszych klientów to panowie. Jak na branżę, która jest uznana za przeznaczoną dla kobiet, to sporo. Dawniej uznawano medycynę estetyczną za coś niemęskiego. Mój gabinet odwiedzał jeden pacjent na miesiąc. A dzięki mediom, które powtarzają, że nowoczesny facet to nie jest jaskiniowiec i powinien dbać o siebie, to się zmieniło. Doszło niemalże do rewolucji. Mężczyźni korzystający z naszych usług mają zwykle około czterdzieści – pięćdziesiąt lat, dobrze się ubierają, ładnie pachną i chcą dobrze wyglądać. Większość z nich podkreśla, że nie zależy im na nienaturalnym odmłodzeniu. Ale jeśli mają możliwość pozbycia się zmarszczek, to czemu mieliby tego nie robić? Co najczęściej poprawiają sobie mężczyźni? Najczęściej panowie decydują się na wypełnianie zmarszczek, operacje powiek, a czasem – liposukcję. Niestety, nie wiem z czego to wynika, ale mamy coraz więcej pacjentów z ginekomastią tłuszczową lub gruczołową. Na szczęście, łatwo można ją usunąć. Pan korzysta z medycyny estetycznej? No pewnie. Pierwszy botoks zrobiłem sobie, gdy miałem trzydzieści lat i robię do tej pory. Rzadziej niż kiedyś, ale robię. Ale nie wszystkie zabiegi uznaję za atrakcyjne dla mnie. Niechętnie powiększyłbym sobie usta. Natomiast mówię tylko i wyłącznie o sobie. Uważam bowiem, że umiejętnie powiększone usta facetom też poprawiają wygląd. Co, gdy pana pacjent lub pacjentka chce sobie coś poprawić, a pana zdaniem to jest zły pomysł? Wygłaszam wtedy swoje zdanie. Co, gdy pacjent lub pacjentka upiera się przy swoim? Jeśli widzę coś patologicznego w dążeniu do idealnego wyglądu, zdarza mi się, że odmawiam. Ale dzieje się to bardzo rzadko. Przecież to nie moja twarz. Pamiętam, że wiele lat temu przyszła do mnie pacjentka, która miała wyraźnie powiększone usta. Usiadła przede mną i powiedziała, że wie, że jej usta widać z daleka, ale ona się z tym świetnie czuje i chce jeszcze bardziej je powiększyć. Pomyślałem sobie wtedy: kim ja jestem, żeby ją oceniać? To ma się przecież jej podobać, a nie mi. Moim zadaniem jest przecież spełnianie oczekiwań pacjentów. Jeśli wszystko odbywa się w ramach przysięgi Hipokratesa, to dlaczego miałbym jej odmówić? Od medycyny estetycznej można się uzależnić? Oczywiście. Jednak w większości przypadków, to jest dość miłe uzależnienie. Porównałbym je z uzależnieniem od kupowania ładnych butów. Większość takich pacjentów myśli sobie: lubię to, stać mnie, więc będę regularnie z tego korzystał. Gorzej, gdy ktoś chce poprawiać sobie nastrój zabiegami estetycznymi i zakrywa tym swoje rzeczywiste problemy. To jest stąpanie po bardzo cienkim lodzie, bo w pewnym momencie wizyty w klinice przestają przynosić efekty i tacy pacjenci w dalszym ciągu czują się źle. Na szczęście, nie spotkałem na swojej drodze wielu takich osób. Nieudane zabiegi czy operacje często się zdarzają? Statystycznie pięć procent pacjentów jest niezadowolonych. I to nie tylko u nas, ale, jak wynika z badań, również w najlepszych klinkach na świecie. Bierze się to z różnych powodów – czasem chodzi o zbyt długi czas zabiegu, czasem o nieodpowiedni serwis, a czasem o zachowanie lekarza. Nie oznacza to oczywiście, że pięć procent zabiegów kończy się powikłaniami. Wtedy poszlibyśmy z torbami. Oczywiście, one mogą zdarzyć się przy każdym działaniu medycznym, ale w medycynie estetycznej występują niezwykle rzadko, co więcej – w dziedzinach niechirurgicznych większość działań niepożądanych jest odwracalna. Zdarza się, że przychodzą do pana pacjenci z prośbą o ratunek po nieudanych zabiegach zrobionych u innych lekarzy? Czasem tak, ale mam na tyle mało uruchomiony syndrom Boga w sobie, że mam świadomość, że moi pacjenci też mogą chodzić do innej kliniki. To się zdarza. W momencie, gdy następuje powikłanie, często traci się zaufanie do lekarza i szuka się innego. Aczkolwiek jestem dumny z tego, że jako ośrodek jesteśmy referencyjni i do mojego gabinetu przychodzą osoby, które mówią mi, że jestem ich ostatnią deską ratunku. W programie "Życie bez wstyd"” udowadnia pan, że niemożliwego dla pana prawie nie ma. To magia telewizji. Foto: Materiały prasowe Marcin Ambroziak Myślę, że nie tylko. Mierzy się pan tam z bardzo trudnymi przypadkami. Proszę jednak pamiętać, że zanim dojdzie do nagrania całego procesu leczenia, zastanawiam się z moim zespołem, czy damy radę. Lubię mierzyć się z wyzwaniami, ale jest wielu pacjentów, którzy mają takie historie, że rozkładamy ręce. Tego już telewizja nie pokazuje. Wybieramy te przypadki, które są trudne, ale z którymi najprawdopodobniej jesteśmy w stanie sobie poradzić. Udział w tym programie traktuje pan jako jeden ze sposobów na realizowanie swojej misji? Myślę, że częścią pracy każdego lekarza jest misja, nawet zajmującego się tak mało poważną profesją jak moja. (śmiech) Mogłoby się wydawać, że to niepoważna profesja, ale w "Życiu bez wstydu" pokazuje pan, że swoją pracą może pan zmienić nie tylko wygląd, ale też całe życie pacjentów. Pamiętam, że kiedy zdecydowałem się, że będę dermatologiem, moi koledzy chirurdzy śmiali się, że będę doktorem od włosów i paznokci. Może dlatego teraz z przekąsem mówię, że zajmuję się niepoważnymi sprawami. Ale oczywiście bardzo poważnie podchodzę do tego, co robię. Czasem poprawiamy w czyimś wyglądzie jakieś drobiazgi, a potem okazuje się, że kompletnie odmieniamy przez to jakość życia tej osoby. Niedawno był u nas pan, który od dwudziestu lat nieustannie się rumienił. Nie poszedł na studia prawnicze, o których marzył, bo co to za prawnik, który w sądzie po byle przytyku zrobi się purpurowy. Okazało się, że po dwóch zabiegach problem minął. Kompleksy, które prześladowały go przez całe życie, zniknęły w jednej chwili. I nie dlatego, że jesteśmy tacy cudowni, tylko po prostu mamy najlepsze na świecie urządzenie do zamykania naczyń. Jakie historie z tego programu utkwiły panu w głowie najbardziej? Jest ich całe mnóstwo. Nagraliśmy już aż sześć sezonów i w każdym jest kilka takich poruszających historii. Nie znam się na produkcji telewizyjnej, ale wyobrażam sobie, że ludzie chętnie oglądają emocje. Nikogo nie interesuje to, że pani, która miała mniejsze piersi, teraz ma większe. Wszystkich ciekawi to, jak ona opowiada, że gdy miała mniejszy biust, to jej życie się sypało, a po operacji nabrała wiatru w żagle. W panu te historie też wzbudzają emocje? Staram się być twardy, ale z dwa razy łza mi poleciała. Co ten program zmienił w pana życiu? Zawodowo wszystko. Zawsze marzyłem, żeby mieć miejsce, w którym będę mógł pacjentom zaoferować pełny serwis związany z dermatologią, chirurgią plastyczną i kosmetologią. Stało się to możliwe między innymi dzięki programowi. Stałem się popularny i zaczęli do mnie przyjeżdżać ludzie z całej Polski. Mogłem sobie pozwolić na to, żeby zatrudnić najlepszych specjalistów, otworzyć własny szpital, a teraz nawet klinikę dermatologiczną. Cały czas się rozwijamy. Telewizja dała panu rozpoznawalność, ale nie bywa pan na bankietach, nie wystąpił pan do tej pory w "Tańcu z gwiazdami". Staram się nie być celebrytą, bo uważam, że to utrudnia życie. Moja żona ma takie samo podejście. Błysk fleszy nigdy nie kusił? Oczywiście, że kusił. Natomiast bardzo cenimy sobie z żoną prywatność, a ona niestety ucieka, gdy ktoś decyduje się na bycie celebrytą. Sporo gwiazd odwiedza pana klinikę. Z jakimi problemami przychodzą do pana znane osoby? Co najczęściej chcą poprawiać w swojej urodzie? Gwiazdy też są ludźmi, zresztą zwykle bardzo fajnymi. Przychodzą z takimi samymi problemami jak każdy. Często słyszy pan od nich: proszę zrobić zabieg tak, żeby nie było widać, że był robiony? Od wszystkich pacjentów to słyszę. Większość osób odwiedzających mój gabinet chce starzeć się z godnością. Niektórzy interpretują to stwierdzenie tak, że nie powinno się nic ze sobą robić i w wieku pięćdziesięciu lat wyglądać jak stara opona. Ja wychodzę z założenia, że starzenie się z godnością to przede wszystkim dbanie o siebie i swój wygląd. Od tego są przecież zdobycze medycyny. Chodzimy do fryzjera, dziewczyny robią sobie makijaż, malują paznokcie. W przypadku poprawiania urody mamy do czynienia z działaniem medycznym, więc jest to bardziej skomplikowane, droższe i wiąże się z jakimś ryzykiem, ale generalnie zasada postępowania jest podobna. Gwiazdy rzadko przyznają się do korzystania z medycyny estetycznej. Dlaczego? Nie umiem tego wytłumaczyć. Z drugiej strony, dlaczego gwiazdy miałyby o tym mówić częściej niż przeciętna Kowalska? Dla wielu osób medycyna estetyczna nadal jest tematem tabu. W mniejszym stopniu niż kiedyś, ale jednak nadal. Kiedyś podobno pacjenci nie witali się z panem w publicznych miejscach, żeby ktoś nie pomyślał, że poprawiali urodę. To prawda. Nauczyłem się nie mówić "dzień dobry", tylko ładnie się uśmiechać. (śmiech) Ale to już się zmieniło, między innymi dzięki mediom i takim programom jak "Życie bez wstydu". Nie wiem, czy pan wie, ale słowo "botoks" trafiło do słownika oksfordzkiego. Mimo że preparatów do wypełniania zmarszczek jest z sześć, to wszyscy mówią o botoksie. Firma produkująca tę substancję nie podlega dzięki temu tym samym obostrzeniom ustawy o lekach, co inni producenci. To jest świadectwem tego, jak bardzo medycyna estetyczna wbiła się w nasze życie. Nadal zdarzają się pacjenci, którzy wstydzą się tego, że odwiedzają pana gabinet? Już rzadziej. Kiedyś było tak, że jak pacjentka wychodziła z mojego gabinetu i spotykała koleżankę, to pojawiało się niezręczne pytanie: "co tu robisz?". Wówczas kobiety z grobową miną odpowiadały: "nic". (śmiech) Ewentualnie tłumaczyły, że przyszły obejrzeć znamiona. W tej chwili, gdy spotykają się u mnie w klinice znajomi, miło się witają i zaczynają normalnie rozmawiać. Patrząc na zdjęcia z czerwonych dywanów, widzi pan, które gwiazdy eksperymentują z medycyną estetyczną? Jeśli zabiegi czy operacje były dobrze wykonane, to tego nie widzę, nawet moim profesjonalnym okiem. Sporo jest gwiazd po nieudanych zabiegach czy operacjach? W Polsce mało. Jeśli chodzi o zagraniczne czerwone dywany, to wystarczy wspomnieć o Nicole Kidman czy Meg Ryan. Kiedyś w medycynie estetycznej było określenie "Meg Ryan lips", które oznaczało podniesione kąciki ust. Wiele kobiet chciało takie mieć. Później aktorka zaczęła eksperymentować i jej rysy twarzy się zatarły. Teraz, na szczęście, Meg Ryan zaczyna przypominać siebie. Świadczy to o tym, że fala zachłystnięcia się medycyną estetyczną się trochę uspokoiła. Rynek się rozwija, ale jest bardziej dojrzały. Więcej osób ma świadomość, że dobry wygląd to niekoniecznie przesadne ostrzyknięcie. Pacjenci często mówią, że chcieliby poprawić swoją urodę i wyglądać jak jakaś gwiazda? Tak, ale nie widzę w tym znamion patologicznych. To raczej uproszczenie. Gdy ktoś mówi, że chce mieć kąciki ust jak redaktor Sianecki, to wiem, że przecież nie chce się nim stać, tylko podaje pewien wzorzec. Dwa razy w mojej karierze zdarzyło mi się, że jakiś młody chłopak przyszedł i powiedział, że chce wyglądać jak Brad Pitt lub Al Pacino. Od razu jednak widziałem, że coś nie tak jest z jego psychiką i obsesyjnie dąży do tego, by przypominać swoich idoli. Ale takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Jakie gwiazdy najczęściej podawane są przez pana pacjentów jako wzór? Jeśli chodzi o usta, to pacjentki żonglują kilkoma nazwiskami. Angelina Jolie i Natalia Siwiec to dwa najczęściej wymieniane. Jeśli chodzi o panów, cały czas najlepszy na świecie jest Brad Pitt. Ma on dość charakterystyczną urodę – wyraźną żuchwę, żwacze, krótki, perkaty nos. Gdy ktoś wymienia tę postać, wiem o co mu chodzi. Gdyby ktoś powiedział, że chce wyglądać jak George Clooney, nie wiedziałbym, co mam zrobić. Poza tym, że jest on przystojnym facetem, to, poza siwymi włosami, nie ma w sobie nic charakterystycznego. Swój biznes prowadzi pan już od ponad dwudziestu lat, w wielu aspektach jest pan pionierem. Bycie pierwszym wiąże się chyba z dużym ryzykiem? Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Co prawda ostatnio nie mogę pić alkoholu, ale coś w tym jest. W związku z tym, że uznaje się naszą klinikę za pionierską, to mamy bardzo dobrą renomę. Poza tym, gdy mamy jakieś urządzenie jako jedyni w kraju, to szybciej zwraca nam się jego zakup, bo pacjenci, którzy chcą z niego skorzystać, mogą to zrobić tylko u nas. Ryzyko jest takie, że może to okazać się klapą. W całej karierze zdarzyło się tak dwa lub trzy razy, więc w sumie nie tak wiele. Foto: Materiały prasowe Marcin Ambroziak z żoną Wspólne prowadzenie biznesu z żoną nie jest ryzykowne? Nie. My się wzajemnie uzupełniamy. Ona nie jest lekarzem, ja nie jestem ekonomistą. Każdy robi to, na czym zna się najlepiej. Wiele osób twierdzi, że nie powinno się łączyć życia prywatnego z zawodowym. My ani razu nie pokłóciliśmy się w firmie. Co nie znaczy, że w ogóle nie dochodzi między nami do sprzeczek, jak w przypadku każdej pary. Mimo że mamy gabinety obok siebie, to czasem nie widzimy się ani razu w ciągu dnia. Każdy odpowiada za swoją działkę i nie ma wspólnego obszaru, na którym mogłoby dojść do spięć. Co w pana przypadku było kluczem do sukcesu? Czemu zawdzięcza pan to, że jest w tym miejscu, w którym jest obecnie? Na pierwszym miejscu wymieniłbym pracę. Teraz się obijam, bo pacjentów przyjmuję trzy razy w tygodniu przez osiem – dziesięć godzin. Dodatkowo dwa dni spędzam w klinice na załatwianiu innych spraw. To mało? W porównaniu z tym, co było kiedyś, to bardzo mało. Pamiętam, że w latach dziewięćdziesiątych w szczytowym momencie pracowałem aż w siedmiu miejscach. Wiem jednak, że bez wytężonej pracy osiągnięcie sukcesu jest niemożliwe. Przydaje się też szczęście. Doświadczyłem tego kilka razy. Kiedy chciałem zostać chirurgiem, okazało się, że jestem uczulony na płyn do mycia rąk przed operacją. Po jego użyciu na rękach robiły mi się żywe rany. W związku z tym wybrałem dermatologię. Ogromnym szczęściem było też spotkanie na mojej drodze profesora, który wszystkiego mnie nauczył, a dziś jest moim przyjacielem. Także myślę, że te trzy czynniki: praca, szczęście i ludzie spotykani na drodze, to najważniejsze klucze do sukcesu. Foto: Materiały prasowe Akademia Plejady Dołącz do Akademii Plejady! Akademia Plejady to projekt serwisu Plejada, który daje szansę na zawodowy debiut dobrze zapowiadającym się adeptom dziennikarstwa. Masz mniej niż 20 lat i marzysz o przeprowadzeniu wywiadu ze znaną osobą, a potem publikacji rozmowy na łamach serwisu Plejada? Nie czekaj! Wyślij swoje zgłoszenie (imię nazwisko, wiek, zainteresowania, propozycje rozmówców) na adres: plejada@ Przeczytaj również: Ruszyła Akademia Plejady. Jak z wywiadem z Rafałem Jonkiszem poradziła sobie 17-letnia Julia? Była żona Jacka Kurskiego ma 51 lat. Po rozwodzie z mężem w 2015 roku rozpoczęła pracę jako nauczycielka języka angielskiego i korepetytorka. Jak informował dziennik Fakt, Monika Kurska zamierzała wystartować do Sejmu z ramienia Polski Razem. „Trudno mi uwierzyć w wiadomości o jej starcie. Nigdy nie wykazywała chęci do polityki.Lekarz medycyny estetycznej specjalnie dla Plejady komentuje udane i nieudane operacje plastyczne gwiazd Dr Marcin Ambroziak wspomina swoje pierwsze kroki na salonach. Doradzali mu ścianki i czerwone dywany. Co on na to? Tylko u nas lekarz gwiazd (i nie tylko) wyznaje, z jakich zabiegów skorzystał osobiście i co sobie poprawił? Jak się pan czuje z tym, że medycyna estetyczna z uwagi na show-biznes jest trywializowana? Żałuję, że nie wziąłem ze sobą komputera, pokazałbym pani scenę z filmu "Wielkie piękno" w reżyserii Paolo Sorrentino. Akcja dzieje się w Rzymie. Wszyscy bohaterowie są grubo po "60", pięknie ubrani, ale wewnętrznie trochę puści. Jedna ze scen przedstawia spotkanie bohaterów w lekko ciemnawym pomieszczeniu, nagle do środka wchodzi pan doktor, wszyscy na jego cześć biją brawo, po czym ten komunikuje: "Wstrzykujemy!". To oczywiście przerysowane, ale mam wrażenie, że mimowolnie staliśmy się częścią takiego życia. To przykre. Czy o to panu chodziło, kiedy wybrał pan te studia? I tak, i nie. Ja sam mimo wszystko staram się występować w roli eksperta, nie celebryty. Profesja lekarza to nieustanny balans. Nie da się być nieustannie ekspertem. Musiałbym zamknąć się w czterech ścianach i tylko wydawać recepty. Jeżeli ktoś chce uprawiać dobrą medycynę estetyczną, musi odnaleźć się w zmieniających się okolicznościach. Nie interesuje mnie bycie celebrytą. Moim zdaniem kryją się za tym tylko i wyłącznie uciążliwości. Zadając to pytanie, myślałam też o sobie. Kiedy postanowiłam zostać dziennikarką, rynek mediów wyglądał zupełnie inaczej. Nie ukrywam, że miałam trochę inne wyobrażenie o tym zawodzie... Chciała pani zdobywać świat, a robi wywiad ze mną? (śmiech) (śmiech) Błyskotliwy pan jest – panie doktorze! Myślę oczywiście o ściankach, eventach i show-biznesie, który potrafi zepsuć nawet najbardziej szlachetną jednostkę. Wydaje mi się, że my, Polacy, i tak mamy w tym wszystkim inteligencką przyzwoitość. Proszę popatrzeć na to, co dzieje się w Wielkiej Brytanii. Bzdura goni bzdurę. Zdarza się panu słyszeć prośbę o usta na Natalię Siwiec lub uszy na Dodę? Jasne, że tak. Uszy na Dodę?! Tego nie słyszałem (śmiech). Hmm... Doda ma bardzo ładne uszy! Tak. W ogóle jest bardzo ładną i atrakcyjną dziewczyną. Zdarzyło mi się kiedyś usłyszeć: "chcę wyglądać jak Brad Pitt". Twarz pacjenta z potencjałem, czy ponad pana możliwości? Dosyć trudne, ale daliśmy radę. Historia wydarzyła się dawno temu. Często w formie anegdoty pokazuję slajd przed i po dokonanej zmianie jako dowód, że lekarz wiele może. My jako medycy wiemy, że istnieją pewne kanony piękna, określone proporcje, proste lub krzywe nosy. Natomiast ludzie, którzy nie zajmują się tym zawodowo, przychodzą do nas i mówią, że chcieliby mieć usta jak pani z telewizji. Nie widzę w tym nic złego. Zawsze jest to jakiś wzorzec. Natalia Siwiec ma całkiem ładne usta. Nie każdemu pasują duże, ale jej akurat tak. Balansuje pan na granicy nauki i show-biznesu. Jak to robić, żeby nie przekroczyć bezpiecznej granicy? Stał się pan bardzo szybko rozpoznawalny, widzowie bardzo pana polubili. Szybko? Nie sądzę. Ja mam poczucie, że po pierwszym odcinku pana programu telewizyjnego – widzowie bardzo pana polubili. A za sympatią i nienawiścią zawsze idzie rozpoznawalność. Mam wrażenie, że z naszej strony była to mrówcza praca. Program dał mi kopa w tyłek. Bez telewizji, prasy i onlineu nie moglibyśmy komunikować się z ludźmi. Media to część naszej cywilizacyjnej religii. Klinikę i Szpital Ambroziak stworzyliśmy i prowadzimy razem z moją żoną Joanną. Współpracuje z nami blisko 60 osób. Ziarnko do ziarnka i tak przez dwadzieścia lat zbieramy owoce, ale mamy świadomość, że równie szybko można je stracić. Miał pan w którymś momencie poczucie, że sława panu zagraża? Cały czas mam takie obawy, dlatego staram się być troszkę wycofany. Nieczęsto udzielam takich wywiadów jak dziś. Miło mi. A zdarza się panu bywać na eventach i stawać na ściankach? Jeszcze rzadziej. Ludzie tego od pana oczekują? Kiedy wchodziliśmy do tego biznesu, czy jeśli ktoś woli, show-biznesu, spotykaliśmy się z takimi oczekiwaniami. Usłyszeliśmy, że zasada jest prosta: chcesz się promować, bardzo proszę stanąć grzecznie w kolejce i czekać, aż ktoś cię sfotografuje. Na samym początku tak robiliśmy. Jestem lekarzem i nie znam się na mechanizmach funkcjonujących w mediach. Posłuchaliśmy, ale szybko doszliśmy z żoną do wniosku, że nie chcemy iść tą drogą. Ona kompletnie do niczego nie prowadzi. To nie dla nas. Po czym poznać, że gwiazda coś sobie zrobiła? (śmiech) To bardzo częste pytanie. Myślę, że to jest kwestia opatrzenia. Przyzwoicie zrobiony zabieg nie powinien być widoczny, chociaż czasami pewne elementy rzucają się w oczy, np. ciut za duże kości policzkowe lub ciut za duże usta. Każdy chce wiedzieć, żeby móc wytknąć gwiazdom ich niedoskonałości i poczuć się przez to lepiej. Faktycznie mamy takie tendencje. To bez sensu, bo każdy z nas ma prawo do tego, żeby coś sobie zrobić. Dlaczego kogokolwiek za to piętnować? Wspólnie z żoną dużo ćwiczymy. Niedawno razem byliśmy na zjeździe lekarzy. Kilka dni później dowiedziałem się, że moja żona zrobiła sobie implanty pośladków. Faktycznie ma piękne pośladki, bo intensywnie pracuje nad nimi na siłowni. Bardzo łatwo powiedzieć, że gwiazda sobie coś zrobiła. Nikt podczas oceny nie zastanawia się, że może taką piękną część ciała dała jej natura, albo wyćwiczyła ją na siłowni. Poza tym... nawet jeśli sobie zrobiła, to co komu do tego? Marcin Ambroziak W jednym z wywiadów mówił pan, że jeszcze kilka lat temu gwiazdy nie chciały z panem rozmawiać w miejscach publicznych, aby uniknąć domysłów, że mogły korzystać z usług pana kliniki. W dalszym ciągu się zdarza. Na szczęście coraz rzadziej. Dożyjemy czasów, kiedy to już absolutnie nie będzie temat tabu? Myślę, że tak. Dziesięć lat temu nie spodziewałbym się, że zmiana w tym aspekcie będzie tak ogromna. Medycyna estetyczna stała się elementem życia codziennego. Bez skrępowania zadajemy sobie pytania w kontekście medycyny estetycznej: gdzie chodzisz? co robisz? Nie jesteśmy też na szczęście Koreańczykami, którzy bez względu na stan zdrowia robią sobie wszystko na potęgę. Myślę, że najważniejsze, aby zachować w tym wszystkim umiar. Wizytę w klinice można porównać z wizytą u kosmetyczki. Z tym, że ta pierwsza jest nieco bardziej kosztowna, ale też bardziej skuteczna. Po czym poznać dobre i bezpieczne miejsce? To bardzo trudne do zdefiniowania, ponieważ działania niepożądane są nieodłączną częścią medycyny. Zawsze, gdy pracuje się na żywym organizmie, może wydarzyć się coś nieprzewidywanego. W przypadku medycyny nie ma żadnej gwarancji. Jak każdy człowiek, również i ja mam na koncie powikłania po zabiegu. Czy pana powikłania ze względu na to, że jest pan "tym Ambroziakiem", są trudniejsze do zniesienia? Nie wiem, ponieważ nie miałem powikłań jako nie Ambroziak (śmiech). Oj wie pan, co mam na myśli... Jasne. Nie widzę zależności. Ale na pewno jestem dużo bardziej ostrożny i mniej brawurowy niż 10 lat temu. Można to porównać do prowadzenia samochodu. Jeżeli ktoś prowadzi brawurowo, to w cenę jego jazdy wliczone jest ryzyko. Jeżeli prowadzi się auto powoli i spokojnie, wtedy ryzyko jest znacznie mniejsze, co nie oznacza, że nie ma go wcale. Jak pan sobie radzi z presją i odpowiedzialnością? Presja nie mija i jest to największy dar. Zawsze istnieje strach przed zrobieniem komuś krzywdy. Mimo wszystko to nie jest presja, która zabija i spowalnia. Przez pierwszych pięć lat nie spałem po nocach. Kładąc się spać, zastanawiałem się, czy wszystko zrobiłem dobrze. Dalej czasami tak mam, zwłaszcza że medycyna estetyczna nieustannie się zmienia. Nowe metody to coś, w czym na początku nie mamy doświadczenia. Czasami jesteśmy w czymś pierwsi, a czasami jedni z pierwszych i nie mamy się od kogo nauczyć. Strach przed robieniem czegoś gwieździe jest większy niż zabieg na osobie anonimowej? Nie wiem, czy to jest strach, ale na pewno trzeba być bardzo ostrożnym. Jeżeli ktoś prowadzi własną firmę i zrobi się mu siniaki na całej twarzy – wtedy może przez jakiś czas ewentualnie pracować z domu. Natomiast jeżeli ktoś pracuje wizerunkiem i będzie miał zasinioną twarz, to mamy problemem. Poza tym inni chcą wiedzieć, w jakiej klinice robiony był zabieg i który lekarz go wykonywał. Siniaki i opuchlizna po zabiegu mogą w przypadku osoby publicznej urosnąć do rangi morderstwa. Wiem, że zadając to pytanie, w pewnej mierze posługuję się stereotypami, ale czy osoby rozpoznawalne są bardziej roszczeniowe, nie przyjmują rad i zawsze wiedzą lepiej? Nie widzę różnicy między klientami anonimowymi i gwiazdami. Może dlatego że gwiazdy, które do nas przychodzą, są z nami zaprzyjaźnione. Najważniejsze jest to, aby na początku wysłuchać ze zrozumieniem, czego oczekuje klient, a później rozważyć za i przeciw, zapoznać się z możliwymi opcjami ryzyka, roztrząsnąć nawet najgorsze scenariusze, ponieważ także i one się czasami się zdarzają. Mówi się, że centra medycyny estetycznej są celowo zabunkrowane w zieleni, aby trudno było je dostrzec. Ja zobaczyłam pana klinikę z daleka. Część klinik jest tak zbudowana, żeby wejście było w innym miejscu niż wyjście. Czyli to jednak prawda? Tak, ale to nie ze względu na gwiazdy. Dbamy o komfort wszystkich klientów kliniki. Niektóre zabiegi są na tyle inwazyjne, że widać, że pacjent był w klinice. Niektórzy pacjenci nie mają ochoty, żeby przyglądano się im po zabiegu. Co jest dziś modne. Jakie zabiegi wykonuje pan najczęściej? Jest ich tak dużo, że trudno powiedzieć o jednym szczególnie popularnym. Najogólniej mówiąc – szczególną popularnością cieszą się te zabiegi, które dużo dają, a są mało widoczne. Myślałam, że powie pan "mało kosztują". Takich chyba nie ma? Trudno o dobre zabiegi, które są bardzo tanie. Popularne w ostatnim czasie są zogniskowane ultradźwięki, specjalistyczne urządzenie pozwala na uniesienie tkanek policzków i pójście do pracy następnego dnia. Niedawno miało premierę urządzenie z analogiczną technologią, ponieważ okazało się zupełnie przez przypadek, że jak podnosimy policzki, to ludzie szczupleją na twarzy. Są firmy, które wypuściły na rynek urządzenia o tej samej technologii wsparte przetwornikami, które działają głębiej i mogą uszkadzać tkankę tłuszczową. Boli jak cholera, ale działa. Wracają także do łask przeszczepy tłuszczu, które były obecne na rynku od niemal stu lat. Odkąd pojawiły się separatory, czyli urządzenia pozwalające na wybranie najlepszych komórek, można po zabiegu uniknąć opuchlizny. Ryzyko jej powstania jest takie samo, jak przy zastosowaniu wypełniaczy, dlatego większość pacjentów następnego dnia idzie do pracy. Jest coś takiego, jak liposukcja bez ingerencji? Już sama nazwa zakłada, że trzeba włożyć coś do środka, co nam wyssie tłuszcz. Ale istnieją liposukcje, które pozwalają na wykonanie zabiegu z miejscowym znieczuleniem, ale obejmują nieduże obszary ciała i pochłaniają nieduże ilości tkanki tłuszczowej. Na rynku są dostępne także liposukcje laserowe, ultradźwiękowe i infradźwiękowe. Te ostatnie są tak skuteczne, że używamy ich do normalnej liposukcji w znieczuleniu ogólnym. Efekty po ich zastosowaniu są zaskakujące dobre. Istnieją technologie, które pozwalają na uszkodzenie tkanki tłuszczowej i nie oznaczają wsadzania rury do tłuszczu. Od lat kriolipoliza, czyli zamrażanie tkanki tłuszczowej, jest bardzo popularnym zabiegiem. Naukowcy odkryli, że komórki tłuszczowe giną szybciej na mrozie niż komórki skóry. Specjalna łapa zasysa fałd tłuszczowo-skórny do takiej temperatury, która pozwala na uszkodzenie go, a nie powoduje odmrożenia skóry. Człowiek siedzi z takim zassaniem i po godzinie 25 procent tkanki tłuszczowej znika. Foto: Materiały prasowe Okładka książki "Piękno bez tajemnic" Marcina Ambroziaka Które gwiazdy do pana przychodzą? (śmiech). Z zasady nie komentuję tego pytania. Zawsze warto spróbować! (śmiech) Możemy pogadać o zagranicznych gwiazdach. Jest kilka takich obiegowych zdjęć, które są wspominane przy okazji przesady albo nie do końca udanych zabiegów. Udane opierają się na domysłach. Ludzie zastanawiają się, czym to jest spowodowane, że dana gwiazda wygląda tak dobrze? Może tym, że jest coraz szczuplejsza, dużo ćwiczy, po prostu się wyspała, a może dlatego, że coś sobie zrobiła, tylko w sposób na tyle profesjonalny, że nikt nie może rozgryźć co? Nie jest to tak nośne, jak pokazywanie Nicole Kidman, która wygląda jak wiedźma. To taka piękna dziewczyna... Aż mi było przykro, jak zobaczyłam jej zdjęcia. Ona znowu jest piękna. Mama wrażenie, że to była jakaś chwilowa niedyspozycja. A Renee Zellweger? Nie wiem, co się tu wydarzało. Wydaje mi się, że ona jest przykładem, kiedy dobrze wykonane zabiegi nie muszą służyć człowiekowi. Ma pan poczucie, że to nie jest źle wykonany zabieg? Ona nie wygląda szpetnie. W jej przypadku nie ma powikłań i przesady. Jej twarz zmieniła się nie do poznania i tym razi. Osoba, która była znana i kochana ze słodkiego wyglądu pusi, trochę zaspanych oczu, nagle zmieniła się nie do poznania. Z dnia na dzień w bardzo przyzwoity sposób zabrała sobie nadmiar powiek i zeszczuplała. Zmieniła się i my jej nie akceptujemy. Ona teraz nie jest nieładna. Ona jest po prostu inna. A kto jest ewidentnie nieładny, bo mu zrobiono operacją krzywdę? Mickey Rourke. Tragedia. Nie jestem w stanie powiedzieć, co się wydarzyło. Nie śledzę doniesień, ponieważ szczególnie mnie to nie interesuje. Ale bardzo się oszpecił. A pan jest tym typem lekarza, który powie pacjentce, nieważne, czy gwieździe, czy nie: "dziewczyno, nie rób tego"? Tak. Ale też nie tupię nogą. Ma to w ogóle sens mówić komuś coś takiego, skoro przychodzi do gabinetu i tak bardzo o tym marzy? Jeżeli to nie będzie atrakcyjne, to po prostu o tym mówię. Przyszła kiedyś do mnie pewna całkiem atrakcyjna pani z dużymi ustami i powiedziała: proszę pana, wiem, że mam duże usta, ale chciałabym mieć większe, proszę mi je zrobić. Pomyślałem, kim jestem, żeby tego nie zrobić, skoro mam do czynienia ze świadomą kobietą? Jeżeli ktoś chce słuchać porad, to ja ich bardzo chętnie udzielam, natomiast jeżeli ktoś ma inny pomysł na siebie, to dlaczego ma robić tak, jak ja chcę. Bo później może mieć pretensje, że jej pan nie uprzedził. Jeśli ktoś jest absolutnie zdecydowany – to się czuje. Wypełniacze mogą uzależnić? Trudno zrezygnować z wypełniacza, gdy się raz to zrobiło? Jest pani fanką motoryzacji? Lubię jeździć autem. Gdyby pani jeździła dobrym autem – chętnie by się pani przesiadła do słabszego?Wypełniacze nie uzależniają. Człowiek jest w stanie bez tego żyć. Ale jak coś jest fajne i nie krzywdzi ani organizmu, ani portfela, to trudno z tego zrezygnować. Zabieg powiększenia ust jest drogi, ale nie są to niebotyczne ceny. Mam wiele pacjentek, które rezygnują z zakupu butów, żeby coś sobie zrobić. To nie są krezuski. Mają większą przyjemność z poprawienia sobie urody niż z zakupu nowych ubrań. Ceny wraz z upływem czasu zaczynają normalnieć? Ceny nie spadły na łeb na szyję, ale też nie rosną, a społeczeństwo się bogaci. Coraz więcej osób stać. Ma pan opinię człowieka bardzo empatycznego i pomocnego. To na dłuższą metę może być męczące? Dystans się niweluje i każdy rości sobie prawo do zgłoszenia się do pana, bo przecież jest pan taki dobry, zrozumie i pomoże. Staram się nie udawać kogoś, kim nie jestem. Na tyle, na ile możemy, pomagamy. Do kliniki przychodzi bardzo dużo listów. Niestety nie każdemu da się pomóc. Wraz z żoną musimy utrzymać ludzi, dać im pracę, to wszystko ma rachunek ekonomiczny. Natomiast jak się czasami uda komuś pomóc, to mnie cieszy. Kiedy pomagając komuś, poczuł pan, że naprawdę dobrze wybrał w życiu? Codziennie myślę, że dobrze wybrałem. Zwłaszcza rano. Wieczorem, po wielu godzinach i nadgodzinach z radością trochę gorzej (śmiech). Ale naprawdę to jest dar od Boga, że można robić to, co się lubi. Nie wiem, czy dlatego, że to medycyna, czy dlatego, że medycyna estetyczna. Ona tym różni się od tradycyjnej medycyny, że część pacjentów to osoby zdrowe. Część, bo przychodzą do nas również chorzy ludzie. Odsetek leczeń w klinice jest większy niż odsetek upiększeń. Nazywa się to medycyna estetyczna, ale my zajmujemy się przede wszystkim dermatologią. Chirurgia plastyczna to nie zawsze upiększanie. Która dziedzina z perspektywy lekarza jest ciekawsza? Najlepiej wszystko wymieszać. Wyobrażam sobie, że praca onkologa musi być bardzo ciekawa i pasjonująca, ale mocno obciążająca. Jeżeli rozcieńczymy ludzkie problemy ludźmi zadowolonymi od progu i jeszcze bardziej zadowolonymi, kiedy wychodzą – to wtedy nie męczy ani jedno, ani drugie. Powiększanie ust od rana do wieczora po pewnym czasie znudziłoby mi się. Co sobie poprawił doktor Marcin Ambroziak? Poprawiałem sobie różne rzeczy. Robiłem sobie toksynę, czasami korzystam z wypełniaczy. Raz zrobiłem sobie liposukcję i zamrażanie tłuszczu. Absolutnie nie żałuję – dają superefekty. Długo się dochodzi do siebie po liposukcji? Po trzech tygodniach byłem już na siłowni. Po zabiegu chodzi się w specjalnym ubraniu? W kostiumie obciskającym. To nie jest metoda na odchudzanie, tylko na pozbycie się tłuszczu z miejsc, w których nie da się go zbić ćwiczeniami. Człowiek ćwiczy, ćwiczy, a to dziadostwo nadal tam siedzi. Jeden zabieg i po sprawie. Oddaje się pan w ręce swoich pracowników? Jasne, że tak. Gdyby pani przyszła po zamknięciu do firmy, to zobaczyłaby pani, że wszyscy sobie coś tutaj robią. Po co wydał pan książkę? Książka jest poradnikiem dla osób, które coś wiedzą o medycynie estetycznej oraz dla tych, które o niej nic nie wiedzą i chciałyby się zorientować. Obok zaleceń umieszczone są wady, zalety i przeciwwskazania. Poradnik upraszcza mi życie. Łatwiej pracuje się z pacjentkami świadomymi, ludźmi, którzy już coś wiedzą. Kilkakrotnie spotkałem się z tym, że przychodzi do mnie osoba, która robi coś pięć lat, a zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że można skutecznie zniwelować nadpotliwość w 10 minut. Wystarczy wziąć do ręki mój poradnik, szata graficzna jest skonstruowana w taki sposób, który nie wymaga wielogodzinnej lektury tylko przekartkowania – jak przewodnik po Himalajach. Czyli znowu zrobił pan coś z empatii, a nie dla kasy? Na razie to finansowo sama strata (śmiech). To absolutnie nie empatia a czyste wyrachowanie. Łatwiej mi pracować z pacjentami, którzy są świadomi.
Surname Ambroziak is used at least 1445 times in at least 15 countries. Name written with Chinese letters: 安布罗齐亚克 (pinyin: ān bù luō qí yà kè) Given names
Powrót do listyWiadomości | wtorek, 23 października 2018 Joanna Ambroziak pełni funkcję prezesa Kliniki Ambroziak i jest jej współwłaścicielką. Na co dzień współpracuje więc ściśle z mężem. Zdarza się też, że staje się jego pacjentką... Tak było w 7. odcinku "Życia bez wstydu", w którym Joanna poddała się skutecznemu, ale bardzo nieprzyjemnemu zabiegowi zwanemu wampirzym liftingiem. Polega on na wstrzykiwaniu osocza bogatopłytkowego otrzymanego z krwi pacjentki. Asia nie lubi pobierania krwi i strzykawek, więc dla niej ten zabieg jest wyjątkowo niekomfortowy. Mąż jednak nie miał dla niej litości... ;)Zobaczcie fragment odcinka!Cały 7. odcinek "Życia bez wstydu" zobaczysz w TVN Style jeszcze w:wtorek, 23 października, 15:05środa, 24 października, 19:40czwartek, 25 października, 16:05piątek, 26 października, 8:10 Komentarze (0)pokaż wszystkie komentarzeukryj najgorzej ocenianepokaż wszystkie komentarzePomoc | Zasady forumPublikowane komentarze sa prywatnymi opiniami użytkowników portalu. TVN nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. .